wtorek, 27 lipca 2010

Spędziłam dziś 4 godziny w klinice na Kopernika. Było bardzo dużo pacjentek a do tego mało lekarzy - rozpoczął się sezon urlopowy. Myślałam że jeszcze skoczę do instytutu po badaniach ale zrezygnowałam bo umierałam z głodu. Myślałam, że wizyta pójdzie tak szybko jak ostatnio i nie zabrałam ze sobą drugiego śniadania. Głodówkę odbiłam sobie na spotkaniu z Violą. Zamówiłam kawę po wiedeńsku i szarlotkę z bitą śmietaną i lodami mniam, mniam, palce lizać. Te pyszności polecam wszystkim łasuchom w klubie "Cudowne 2 lata" na Karmelickiej, porcja szarlotki jest ogromna!!! Wracając do wizyty na PC to była dziś niezbyt przyjemna, trudno wstać z fotela ginekologicznego i zawiązać buty. A wiązać sznurówki musiałam dwa razy raz po KTG, drugi po badaniu. Wyniki badań są bardzo dobre, ciąża donoszona, Olek waży 2700 co wróży łatwiejszy poród bo na pewno nie osiągnie 4kg przez 2 tygodnie. Wygląda na to że jest też dość długi więc liczę, że łatwiej wyskoczy ;). Na zapisie KTG wyskoczyły skurcze przepowiadające bardzo, pojawiły się już w zeszłym tygodniu ale są bardzo nieregularne. Myślałam, że będą bardziej bolały. Da się wytrzymać. Przypominają mi trochę tak jakby ktoś naciskał na pęcherz. Odczucie jest takie jakby chciało się siku i już nie można wytrzymać, tylko bardziej boli. Zapomniałabym najważniejsza wiadomość dnia jest taka, że mogę rodzić siłami natury a łazienki w klinice PC na Kopernika nie są najgorsze i nie odbiegają standardem od łazienek na endokrynologii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz